rozdział 1 : Oddział na stracenie część 1
,,Straszna jest nie sama śmierć. Straszne jest jej oczekiwanie''- Dmitry Glukhowsky
Byliśmy ze dwie godziny drogi od stacji Janów nie daleko Fabryki Jupiter. Naszym celem była sama fabryka, mieliśmy za zadanie przeszukać i przejąć którykolwiek z budynków tego jakże ogromnego kompleksu hal produkcyjnych i budynków gospodarczych. Weszliśmy do fabryki od strony kompleksu wentylacyjnego położonego na zachód od budynków. Gdy byliśmy na moście zauważyliśmy obóz bandytów. Po przeliczeniu zapasów środków medycznych i naboji, postanowiliśmy nie przypuszczać na nich ataku. Gdybyśmy ich zaatakowali nie mielibyśmy szans przez to że nie mieliśmy przewagi ani w broni ani w liczebności a nasz snajper naliczył : 6 automatów w tym 4 kałachy i 2 aks-74u oraz karabin snajperski mosin z lunetą.
powiedziałem wtedy:
-Chłopaki nie ma co z nimi zaczynać wystrzelają nas jak kaczki.
-Lepiej okopać się i poczekać na posiłki z bazy, wtedy możemy się nimi zająć-odezwał się drugi.
-Dobra chłopaki jest dopiero godzina 17:30, znajdźmy przytułek przed zmrokiem bo będziemy mieli gorsze zmartwienia niż bandyci.
-Co może nam zagrażać w fabryce?
-Chłopcze już ci wymieniam są to ślepe psy i najgorsze pijawki.
A z pijawkami przelewek nie było. Były to wielkie przerośnięte monstra z mackami w miejscu otworu gębowego, potrafiły się też nieźle kamuflować.Samotna walka z nimi byłaby samobójstwem.
Ale było nas czterech to już coś. Ominęliśmy bandytów i znaleźliśmy się wokół głównego wejścia do fabryki. Okopaliśmy się w budynku po lewej stronie do wyjścia. Ja rozpalałem ognisko w środku jednego z pokojów, najmłodszy z nas Robert obstawiał wejście do budynku, przełożony i Iwan obstawiali schody. po rozpaleniu ogniska wszyscy oprócz Roberta usiedli do posiłku na który składała się ukraińska racja żywnościowa i bułki z masłem. Co dziesięć minut mieliśmy się zmieniać z Robertem tak by on coś też mógł zjeść zjedliśmy kolacje o godzinie 19:33. pierwsza godzina minęła dość spokojnie ja i Robert zastrzeliliśmy 5 nibypsów z których cztery były kopią jednego z nich. do godziny 23:40 miały przybyć posiłki. Lecz przed tym rozegrało się tu piekło....
Myślę że ta historia was zaciekawiła.
Dalszy ciąg tej historii pojawi się za niedługo czekajcie cierpliwie. -Boruta
Byliśmy ze dwie godziny drogi od stacji Janów nie daleko Fabryki Jupiter. Naszym celem była sama fabryka, mieliśmy za zadanie przeszukać i przejąć którykolwiek z budynków tego jakże ogromnego kompleksu hal produkcyjnych i budynków gospodarczych. Weszliśmy do fabryki od strony kompleksu wentylacyjnego położonego na zachód od budynków. Gdy byliśmy na moście zauważyliśmy obóz bandytów. Po przeliczeniu zapasów środków medycznych i naboji, postanowiliśmy nie przypuszczać na nich ataku. Gdybyśmy ich zaatakowali nie mielibyśmy szans przez to że nie mieliśmy przewagi ani w broni ani w liczebności a nasz snajper naliczył : 6 automatów w tym 4 kałachy i 2 aks-74u oraz karabin snajperski mosin z lunetą.
powiedziałem wtedy:
-Chłopaki nie ma co z nimi zaczynać wystrzelają nas jak kaczki.
-Lepiej okopać się i poczekać na posiłki z bazy, wtedy możemy się nimi zająć-odezwał się drugi.
-Dobra chłopaki jest dopiero godzina 17:30, znajdźmy przytułek przed zmrokiem bo będziemy mieli gorsze zmartwienia niż bandyci.
-Co może nam zagrażać w fabryce?
-Chłopcze już ci wymieniam są to ślepe psy i najgorsze pijawki.
A z pijawkami przelewek nie było. Były to wielkie przerośnięte monstra z mackami w miejscu otworu gębowego, potrafiły się też nieźle kamuflować.Samotna walka z nimi byłaby samobójstwem.
Ale było nas czterech to już coś. Ominęliśmy bandytów i znaleźliśmy się wokół głównego wejścia do fabryki. Okopaliśmy się w budynku po lewej stronie do wyjścia. Ja rozpalałem ognisko w środku jednego z pokojów, najmłodszy z nas Robert obstawiał wejście do budynku, przełożony i Iwan obstawiali schody. po rozpaleniu ogniska wszyscy oprócz Roberta usiedli do posiłku na który składała się ukraińska racja żywnościowa i bułki z masłem. Co dziesięć minut mieliśmy się zmieniać z Robertem tak by on coś też mógł zjeść zjedliśmy kolacje o godzinie 19:33. pierwsza godzina minęła dość spokojnie ja i Robert zastrzeliliśmy 5 nibypsów z których cztery były kopią jednego z nich. do godziny 23:40 miały przybyć posiłki. Lecz przed tym rozegrało się tu piekło....
Myślę że ta historia was zaciekawiła.
Dalszy ciąg tej historii pojawi się za niedługo czekajcie cierpliwie. -Boruta
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się czyta :-)
OdpowiedzUsuńSuper! Trzyma w napięciu, czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńkedzierzawa.blogspot.com
Następny rozdział już się pojawił zapraszam do przeczytania
Usuń